Mała śliczna dziewczynka siedzi na pudrowo różowym designerskim foteliku. Nóżki podkuliła pod ciało. W rączce trzyma książeczkę. Bardzo mądrą. Rekomendowaną przez największe autorytety tego świata w zakresie rozwoju dziecka.
Ma wszystko. Piękny różowy pokoik. Zgrabne różowe laleczki, miniaturowe dla nich ubranka i mebelki, na wzór ślicznych swoich, jak wyciętych z żurnala. Ma piękne kokardki we włosach, wspaniałe sukienki i pasujące do nich buciki. Potrafi pięknie się kłaniać, tak że wzbudza, ach, jakiż zachwyt, kiedy przychodzą znajomi rodziców panienki. Zawsze musi pięknie dygnąć, powiedzieć długi wierszyk z nienaganną dykcją, uśmiechnąć się przy tym obowiazkowo i przesłodko przechylić główkę w bok. Zbiera wtedy gromkie brawa i jest głaskana po włosach. Co za mądre dziecko. Będą z niej ludzie. Oj będą! Dużo osiągnie w życiu. Oj dużo! Kiedyś nie chiała powiedzieć wierszyka, ale już tego nie zrobi po raz drugi. O nie! Mamusi zagniewana mina powiedziała jej wszystko – nie jest dostatecznie dobra. Do dziś ten obraz staje jej przed oczami, gdy nie chce zrobić tego, o co prosi mamusia i mocno wtedy ściska ją gdzieś w brzuszku. Tego nie chce. Woli pochwały i uśmiech mamy.
Śliczna, jak laleczka, grzeczna, o jakże grzeczna i uprzejma. Tego chce tatuś. Tego chce dziewczynka. Wtedy będzie zadowolony. Wtedy weźmie na chwilkę za rączkę. Tak bardzo to lubi. Ciepło dużej dłoni taty, obejmującej jej malutką piąstkę. Nie trwa to zwykle długo i nie zdarza się często, ale przecież tatuś ma inne, ważne dorosłe sprawy. Jest tak bardzo zajęty, ale to dla jej dobra przecież. Dużo pracuje, bo chce dla niej, jak najlepiej. Chce dać jej wszystko, a najlepiej gwiazdkę z nieba. Tylko czasami dziewczynka myśli, że z taką gwiazdką i tak nie wiedziałaby co zrobić. Dziewczynka jednak o tym nie mówi głośno. Wie o tym, że to po to, żeby jej było dobrze.
Dziewczynka ma wszystko poukładane, tak samo, jak na swoich schludnych półeczkach w szafie, w swoim śliczny pokoiku. Mnóstwo zajęć, pełno zabawek, dzień wypełniony po brzegi. Po zajęciach w szkole, kochana mamusia, pakuje swoją małą księżniczkę do samochodu. Jadą na zajęcia dodatkowe. One tyle kosztują, nie mogą się spóźnić. Dziewczynka szybko siada na miejsce i czeka w wyuczonej ciszy, aż dojadą do celu. Mamusia włącza radio. Najlepiej muzykę poważną. Cuuuudownie rozwija. Dziewczynka wolałaby posłuchać „Fasolek“, Malwinka z klasy dała jej raz posłuchać. Kocha też śpiewać, ale takie piosenki są dla malutkich dzieci. Nie powie, jak bardzo je lubi. Mama tak bardzo jest zadowolona, kiedy dziewczynka kiwa główką w rytm 9 symfonii Beethovena. Zerka wtedy w lusterko i patrzy na tylne siedzenie samochodu, na swoją małą córeczkę. Ma znakomity słuch. To dobrze rokuje. Tylko siedź cichutko Skarbie, mamusia teraz posłucha wiadomości. Po zajęciach – do domu. Odbiera mamusia lub tatuś. Kto tam akurat ma czas. Ktoś musi. Nie mama, to tata. Nie tata, to babcia czy dziadek. O dziecko trzeba dbać. Trzeba je rozwijać i dać mu to czego samemu się nie miało. Ma osiągnąć więcej. Ma w życiu mieć lepiej. Dziecko to inwestycja! I ambicje, a że rodziców to już sprawa drugorzędna. Czy to źle, że się chce dla dzieciaka, jak najlepiej? Dziecko rozwinięte to dziecko zadbane. Kiedyś jeszcze doceni. Wyjdzie jej to na dobre.
Dziewczynka cudownie rozwinięta wskakuje do samochodu i jedzie do domu. W wystudiowanej ciszy. Słucha tym razem rozmowy telefonicznej taty. Rozmawia z bardzo ważnym klientem, trzeba być cichutko. Popatrzeć w okno i dojechać do domu. Do swojego pokoiku. Cudownie różowego. Cudownie idealnego, takiego, jak dziewczynka. Poukładanego. Dzień za dniem. Z zajęć na zajęcia. W piżamkę, do łóżka. Do szkoły. Na zajęcia. Kinderbal, jeśli zmieści się w grafik. Zwykle jakoś jednak niekoniecznie.
Uśmiechnij się.
Dygnij.
Powiedz wierszyk.
Wyraźnie!
Weekend. Dla dziewczynki właściwie bez różnicy. Tatuś zajęty, bo do pracy musi zrobić coś, co było na wczoraj. Mamusia też musi nadrobić zaległości. Dziewczynka zajmie się sobą. Nie pierwszy to raz. Jest przecież duża. Ma swój pokój. Swoje lalki. Sama. Potrafi przecież. A rodzice stale to powtarzają – jesteś już przecież duża. I jest. Dziewczynka też ma zajęcia. Niewiele mniej niż w tygodniu. Nie można czasu marnować. To lenistwo. A leniwym być nie można, ani tracić czasu na głupoty. Weźmy taki spacer. Po co biegać z wiatrem we włosach, gonić liście? Dziewczynka nauczy się nowych słówek z francuskiego. Marysia już je zna. Ona też musi.
Czy jest zmęczona? Nie jest. Nie może. Musi się szybko rozwijać. Będzie pięknie. Będzie sukces. Musi być! Tyle poświęceń! Tyle pieniędzy! Tyle dostaje. Troszkę marudzi. Nie chce na angielski. Mama ma sposób. Nowa laleczka. Takiej jeszcze nie masz. Masz? To nic. Kupimy inną. Dziewczynka idzie. Znów pięknie rozwinięta. Z nową lalką. Tak podobną do poprzednich. Ma wszystko! Piękne ciuszki. Cudne życie wypełnione calutkie. Kładzie nową lalę przy swoich kilkudziesięciu o podobnych twarzach. Niepokojąco te twarze podobne do jej buzi. Takie idealne. Takie piękne. Takie bez wyrazu. Takie wyjące pustką. Piżamka. Spać. Trzeba się wyspać. Jutro kolejny wielki dzień, który przybliży ją do idealnego życia. Rozwijać się, rozwijać!
Mamusia tak się cieszy, kiedy pięknie dziewczynka wszystko potrafi. Ach jaki tatuś jest dumny, gdy tak pięknie dyga, kiedy trzeba. Kiedy tak cichutko siedzi i nie przerywa, gdy dorośli rozmawiają. Dziewczynka wie, że tak trzeba. Żeby być, jak oni. Kiedyś też taka będzie. Kiedyś też jej córeczka będzie miała wszystko. Wszyściutko. Idealne. Poukładane. Cudowne. Zaprowadzi ją, jak mama, do wspaniałego życia za rączkę. Dostanie wszystko, czego tylko zapragnie. Co tylko sobie wymarzy.
Dziewczynka kładzie główkę na poduszce. Jej złote włosy rozlewają się na wykrochmalonej poszewce i tylko ten sen nie przychodzi. Nie chce. Ma wszystko. A co ją tuli do snu? Pustka. Pustka ją szczelnie otula. Kołysze do snu. Mama dała już wszystko. Utulić już nie ma siły. Tatuś siedzi przed komputerem. Nie poczyta jej przecież teraz. Są priorytety.
Zasypia. Pod powiekami nie jest różowo. Ani idealnie tam nie jest.
Tam jest pusto i szaro…
Po raz setny obejrzałam „I’m Sam“ (dziewczynka z tekstu powyżej nie jest z niego). Po raz setny zalałam się łzami. I po raz setny obiecałam sobie, że już sobie tego nie zrobię. Po raz setny jestem też święcie przekonana, że zrobię to po raz 101!!!
„Kiedy ktoś jest dobrym rodzicem?” – pytają upośledzonego ojca Lucy.
Nie oczekujcie, gotowej odpowiedzi. Nie mam bladego pojęcia. Recepty chyba brak. Tyle we mnie wątpliwości, że mogłabym obdzielić pół Dolnego Śląska i jeszcze by zostało.
Słyszę często:
„Czy zapisałaś już dziecko na zajęcia z garncarstwa, wiesz to najlepszy moment. Dziecko potrzebuje stymulacji, żeby manualnie się rozwijać, inaczej będzie pisać, jak kura pazurem“.
„Piekłaś już te ekologiczne ciastka? Wiesz, że teraz wszystko to cheeeeemia. W życiu nie podam tego dziecku, rak murowany“.
„Wyszywacie już z córką? My zapisałyśmy się razem na zajęcia, wiesz trzeba umacniać więź“.
„Do ilu już liczy twój syn?“.
„A czy potrafi grać na instrumencie, bo mój już tak“.
„Zapisy są już zamknięte tylu chętnych, ale w przyszłości to zaprocentuje, ojjjj zaprocentuje“.
„Byliście w…….?“
„Kupiliście….?“
Nie.
Nie zapisałam.
Nie upiekłam.
Nie liczy do miliona.
Manualnie się rozwija lepiąc ciastolinę i rozrzucając ją w całym pokoju, a ja później próbuję ją wydłubać ze szpar podłogi (też ćwiczę zręczność przy okazji).
Nie chodzimy razem na zajęcia lepienia z gliny.
Nie potrafi…
Nie chcę…
Nie lubię…
Nie będę…
!!!!!!!!!!!!!
Nie mam już tej presji. Pozbyłam się. Wymazałam. Choć była i to duża. Choć pojawia się czasem, wpadając na mnie z impetem zza zakrętu. Odpycham ją zdecydowanie, bo już wiem!
Mamy swoja drogę. Garncarstwo może świetna sprawa, ale nie dla nas. Wolimy konie. O ile czas pozwala. Nie gnamy ślepo za tłumem. Nie chcemy tego, co inni. Jesteśmy przecież indywidualistami. Nie dajmy się zwariować. Nie potrzeba miliona zajęć, żeby pokazać dziecku, że je kochamy. Należy wspierać. Należy tulić. Rozwijać według zainteresowań (to z głową, nie każda zachciewajka spełniona i rzucona za pięć minut). Chce ciastko, niech zje. Tak, takie kupne. Nie sa upieczone ani w jednym procencie przeze mnie. Nie muszę uczestniczyć w zajęciach zorganizowanych z Dziećmi, żeby więź z Nimi umacniać. Mają tam może jakieś czarodziejskie różdżki z czasem w prezencie? Tak moi kochani, z czasem. To jego brak. Jego deficyt. Karmimy dzieci wszystkim tylko nie nim. Nowa lalka, nowa gra. Nowe umiejętności. Byle bez nas. My płacimy. Wymagamy. Mamy gotowe. Odebrać po zajęciach. Wpakować w samochód. Do domu. Siusiu. Paciorek. Spać. Dane wszystko. Podane na tacy. Jesteśmy usprawiedliwieni. Czyściutcy. Tylko to dziecko jakieś ciche. Jakoś tak pusto, a zajęć przecież tyle.
Słyszę stale nie ilość czasu spędzanego razem, a jakość! Jakość! A ja na to – bzdura! Marna wymówka! Bywa ciężko. Nie chce się. Też mamy święte prawo. Ale te dzieci nas potrzebują, nie kolejnej pary klocków. My mamy być! Nie da się być rodzicem, bez bycia z dzieckiem. Po prostu się nie da.
Mogę tylko zacytować Sama z filmu „I’m Sam“. Na pytanie, które napisałam powyżej: „Kiedy ktoś jest dobrym rodzicem?” odpowiada:
-„Chodzi o stałość, chodzi o cierpliwość, o słuchanie i o udawanie, że się słucha, kiedy się już nie może słuchać“. I chyba lepszej odpowiedzi na nie nie znajdę.
Utul dziewczynkę z różowego pokoju. Dopiero wtedy będzie cudownie! Zabierz ją pustce, to nie jej matka. Smutek to nie jej ojciec. Niech nie tuli jej do snu.
Daj jej czas…
Daj jej siebie…
Chodzi o stałość…
Muzyka z filmu <3
14 komentarzy
-
Oj Kochana! Słowem w sedno! Wiesz jaki mam problem z Twoimi tekstami? Nie potrafię ich komentować. Są pełne w 100% Nie ma potrzeby nic dodać.
-
Autor
Anuś!
Widzę, że problemu nie masz wcale! Dawaj znać czy się podobało po prostu. Dla mnie to bardzo ważne. Przyjmuję krytykę z pochyloną głową.
Dzięki za miłe słowa ;*
-
-
Glowa pelna mysli.Liczy sie serce i Ty je masz. Wiesz co wazne i mniej wazne. Pieknie. napisalas.
-
Autor
„Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest dla oczu niewidoczne” 😉
Dziękuję ;*
-
-
.
-
Autor
Jaki wspaniały komentarz. Jestem wzruszona i nie wiem co napisać. No to KROPKA
-
-
Śmiem twierdzić, że mój komentarz jest na tyle wymowny, że może zostać bez zbędnych wypocin 😛
-
Autor
Hahaha tak masz rację i KROPKA
-
-
Ja znalazlam ciesze, jak czytalam tego posta.
Zastyglam …
Piekny!
Moj ulubiony!-
Autor
Też się CIESZĘ A tak serio, to dziękuję:) mówisz, że ten naj:)
-
-
PS cisze*
-
Autor
😉
-
-
Patrząc w lustro – przestaję już liczyć zmarszczki, a raczej zachwycam się tą ich częścią,
którą zwykło nazywać się… mimicznymi.
To chyba najlepszy dowód na to, że raczej „nie żałuję”.
I nigdy nie wstydziłem się mówić przed snem: „Kocham Cię synku!”, chociaż to takie… niemęskie (?)
…
Będzie dobrze.
Musi być!
Agnieszko! Dziękuję Ci za kolejny, piękny i mądry tekst.
:*-
Autor
Jacku,
najpiękniejsze te mimiczne. Zwłaszcza od uśmiechu ;))) Zawsze mówiłam, że lepiej mieć te wesołe zmarszczki niż smutne.
A wyznanie uczuć nigdy nie jest niemęskie! Cudne to! To zestawienie męskości z czułością właśnie. Mnie bardziej nawet wzrusza widok ojca z dzieckiem niż matki. Wtedy to takie zderzenie siły i delikatności.
Dziękuję za komentarz, jak zwykle bardzo dla mnie cenny :*
-